wtorek, 28 sierpnia 2012

Czosie ptaki, czyli ptaki na jeziorze Czos...

...w Mrągowie, do którego prowadzą wszystkie drogi :-) Kolejne nasze tegoroczne odkrycie - piękne miasteczko, czyste, zadbane, przyjazne turystom. Przespacerowaliśmy się deptakiem nad jeziorem, zjedliśmy obiad i nie zdążyliśmy spróbować najlepszych pączków w okolicy :-(   Trzeba będzie tam wrócić...
Klikamy w fotki, żeby powiększyć.

Mrągowo zaprasza nad jezioro Czos


Kawki mają się dobrze, na deser lody


Mewa (na razie nie wiem, jaka) w asyście kormoranów


Poplątane brzydkie kaczątka


Łyska młodociana


Łyska dorosła...


...kontempluje widoki


Mewa śmieszka


Tracz nurogęś bardzo młodziutka


I koniec tego podglądania!

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Kadry dziwne

Cóż ja poradzę, że mnie kusi ;-)

W komplecie do ławek z poprzedniego wpisu :-)


W oknie


Z dołu


Z góry


Pod nogami

niedziela, 26 sierpnia 2012

Złapane w sieci [1]

To nie są schody...



Stąd

Ze spaceru

Debiśka się wczoraj wybiegała, a dziś odsypia na fotelu, bo pada... Bouviery na deszcz nie wychodzą!

Kamuflaż - czynność wykonywana przez zwierzęta w celu ukrycia się przed drapieżnikami. Hm...


Potem trzeba się ochłodzić


Zakamuflowany krokodyl ;-)


Przez dziurę...


Wrzos niezmiennie kojarzy mi się ze szkołą...  Brrr!

sobota, 25 sierpnia 2012

Się huśtamy


Zauroczył mnie sympatyczny wierszyk znaleziony w Kieszeniach:

Bo można leżeć w hamaku,
kontemplując znak zodiaku.
Zaczytując się w Balzaku,
Łysiaku lub Barańczaku.
Naturalnie na biwaku.
By wyglądać, jak w temblaku.
W akcie troski o Polaków,
chroniąc czereśnie od szpaków.
Kibicując Wiśle Kraków
albo śniąc o Pigalaku.


Można też leżeć w hamaku,
sącząc pół litra koniaku
(by nie wylać, to z bukłaku).

Można też leżeć w hamaku
wypatrując stada jaków
(lecz – tu ostrzeżenie krótkie –
na ogół z mizernym skutkiem).

Można też w proteście znaku.
Albo z żoną – to w dwupaku.

Można też leżeć w hamaku,
gdy się ma na imię Jakub,
by nie usiąść na robaku,
zamiast wisieć na trzepaku
lub dla zaostrzenia smaku
przed potrawką ze szpinaku.

Można też leżeć w hamaku,
by uniknąć górskich szlaków
(patent tych, co od wędrówek
wolą torbę pełną krówek,
lecz potrzeba im wymówek).

Można też leżeć w hamaku
myśląc o jednym chłopaku,
co to z nim jak w korcu maku.
Drążąc stopą sieć katakumb
lub przed zbieraniem maślaków
(dopuszczalnie też kozaków,
w drodze wyjątku – boczniaków). 
Leżeć można też w hamaku
bez powodu.
Z braku laku.

Można leżeć też w hamaku, gdy ktoś boi się ślimaków ;-)))


piątek, 24 sierpnia 2012

Na pamiątkę

Bilans dnia dzisiejszego: 13 basenów, czyli 13 długości po 50 m każda. Dla jednych dużo, dla innych mało, dla mnie coraz więcej :-)

^  ^  ^

Podczas naszego pobytu na Litwie jedliśmy pomidory przygotowane w jakiś tajemniczy sposób. Może suszone, ale nie wyglądały, jak te, które kupowałam w sklepie, a smakowały po prostu fantastycznie. Znalazłam przepis na suszenie pomidorów, a kiedy już go wypróbuję, opiszę, jak smakowały.

Znalazłam również przepis na świetną przekąskę dla tych, którzy lubią sery pleśniowe. Oczywiście go uprościłam, bo ja leniwa w kuchni jestem. Po prostu najzwyklejszy serek typu camembert pokroiłam, włożyłam do słoika, nawkładałam tam również ziół, a przede wszystkim sporo bazylii (której uprawa pięknie mi obrodziła w skrzynce na parapecie zaokiennym), pokrojoną ostrą papryczkę, cebulę cukrową, pomidora. To wszystko zalałam oliwą z oliwek i postawiłam w ciemnym miejscu. Już na drugi dzień zajadaliśmy pyszne zamarynowane warzywka, a ser - palce lizać! Polecam!





*  *  *

Ostatniego dnia pobytu na Litwie zajechaliśmy nad kowieńskie morze, zajrzeliśmy do jacht klubu, a później na chwilkę zatrzymaliśmy się, żeby rzucić okiem na klasztor w Pożajściu. Nie mieliśmy w planie zwiedzania, bo brakowało czasu, a przed nami była jeszcze prawie 5-godzinna jazda do domu. I kiedy tak sobie szliśmy, żeby zajrzeć tylko przez bramę na dziedziniec, z przeciwnej strony nadeszła zakonnica z wiaderkiem jabłek w ręku. Zagadnęła nas, skąd jesteśmy, a kiedy usłyszała odpowiedź, że Polacy, wyraźnie się ożywiła. Powiedziała, że czeka na grupę pielgrzymów z Polski, którzy zapowiedzieli, że się spóźnią, więc ma chwilę wolnego czasu i pokaże nam, co ciekawsze zakątki zabytku. I tym sposobem zobaczyliśmy pięknie odrestaurowane wnętrza, wysłuchaliśmy ciekawych opowieści, a na koniec dostaliśmy pocztówkę z widokiem klasztoru i torbę jabłek ;-)  Bardzo to było sympatyczne spotkanie (teraz już wiem, że to była siostra Edyta z zakonu św. Kazimierza).
Zdjęć z wnętrza nie mam, bo wyczytałam przy kasie, że pozwolenie na fotografowanie kosztuje 50 litów (czyli ponad 50 PLN!), a nie chciałam bezczelnie wykorzystywać uprzejmości zakonnicy, bo przecież oprowadziła nas tylko za słowo "dziękujemy"...

Morze Kowieńskie, czyli zalew na Niemnie. Na półwyspie klasztor.
Zdjęcie nie moje
.


Klasztor w Pożajściu


Pamiątka

czwartek, 23 sierpnia 2012

Kowieńskie impresje

Usiadłam do komputera z mocnym postanowieniem, że w końcu ogarnę! Ogarnę tę olbrzymią liczbę fotek, które produkuję na naszych wyprawach, a potem ich ułamek pokazuję ludziom.
I jest problem.... Uzmysłowiłam sobie, że robię dziwne zdjęcia - niewiele takich "normalnych" z wycieczki. Za to całe mnóstwo dziwadeł ;-)
Chyba nie jest ważne, żeby złapać króliczka, dla mnie ważniejsze jest by gonić go ;-)


Jeżeli ktoś chce zobaczyć impresje z Kowna, zapraszam do poprzednich wpisów:

lipiec 2011
http://zapiskizdrogimlecznej.blogspot.com/2011/07/na-litwie.html
http://zapiskizdrogimlecznej.blogspot.com/2011/07/spacerkiem-po-kownie.html
http://zapiskizdrogimlecznej.blogspot.com/2011/07/litewskie-ostatki.html

wrzesień 2011
http://zapiskizdrogimlecznej.blogspot.com/2011/09/znowu-z-kowna.html

kwiecień 2012
http://zapiskizdrogimlecznej.blogspot.com/2012/04/w-drodze.html
http://zapiskizdrogimlecznej.blogspot.com/2012/04/na-dachu-w-kownie.html


A przedwczoraj...






środa, 22 sierpnia 2012

Za krótko!

Muszę odpocząć po wczorajszym dniu spędzonym w samochodzie. Najpierw objeździliśmy Kowno, żeby choć z grubsza obejrzeć dzielnice poza centrum, a później jeszcze jazda do domu. Dziś dzień "gospodarczy", a w wolnych chwilach grzebię w zdjęciach. Ale to jeszcze potrwa...



niedziela, 19 sierpnia 2012

Meldunek ze wschodu...

...czyli jesteśmy w Kownie. Tym razem przyjechałam z Januszem i pokazuję mu moje ulubione miasto. W tej chwili siedzimy już w hotelu, ledwo żywi, zdeptani i pełni wrażeń. Jest fajnie :-)


W drodze na starówkę


Kamyk i trochę metalu


Koty tu dziwne ;-)



sobota, 11 sierpnia 2012

Straszydła i nie tylko

Dziś łaskawa pogoda, dzień bez kropli deszczu, sporo słońca. Powłóczyliśmy się po okolicy.


Co by tu pogonić?


Na polu


Co piszczy w trawie?


Dmuchawce, latawce...


Wiecie, że to kwiatek koniczyny?


Bocianów zatrzęsienie


Tego szukaliśmy


Straszydło


W skansenie starych maszyn rolniczych