Kupiłam wczoraj konewkę. Moja stara przecieka i przy podlewaniu tych kilku kwiatków w ogrodzie, muszę się sporo natrudzić, żeby nie oblać sobie nóg. Kupiłam więc w Agromie piękną zieloną konewkę. Na dodatek ciutkę mniejszą od starej, tak jak chciałam. Co prawda, Janusz przekonywał mnie jeszcze w sklepie, że większą można napełnić do połowy, żeby nie była ciężka, ale ja się uparłam przy tym modelu (?), który wybrałam. Zapłaciłam całe 9,50 PLN, nawet paragon schowałam, mając przebłysk myśli, że a nuż coś będzie nie tak... Chociaż, co może być nie tak w konewce? W ogrodzie napełniłam ją wodą i cała uradowana poszłam przetestować. I co, jakby coś słabo leci woda, ledwie ciurka... Eee, pewnie coś wpadło. Zaglądam, patrzę i co widzę? Tylko niewielka dziurka, a reszta zapchana tworzywem. Dziadostwo! Żeby kupić konewkę, którą nie można podlewać!? Czy jest coś prostszego od konewki? Stare, byle jakie wtryskarki mają, zmonopolizowali rynek, wszędzie te same zielone konewki! - Janusz przemówił głosem rozsądku. I, jak na inżyniera mechanika przystało, wywiercił mi dziurę w wylewce konewki. Działa! Paragon wyrzuciłam ;-)
|
Konewka już naprawiona |
|
Zaraz znowu będzie padać? |
|
Debiśki legowisko letnie |
|
A bzy pachną pięknie... |
COŚ odwiedza mój parapet. Odwiedza nocą, gdy śpię na wyciągnięcie ręki, bo łóżko stoi prawie pod oknem, a okno często w nocy otwarte na oścież. Na sypialnianym parapecie mam ogródek. W długiej skrzynce rosną dwa krzaczki pomidorów i mają też rosnąć zioła. Jeden model pomidora to
koralik, drugi -
maskotka. W zeszłym roku siałam pomidory z nasion, zaowocowały w listopadzie ;-) W tym roku uznałam, że nie będę się kopać z koniem i kupiłam gotowe sadzonki. Musze jeszcze dosiać bazylię. Bazylię też kupiłam, ostatnią sadzonkę z targów ogrodniczych, wyszukaną i wystaną w długiej kolejce - posadziłam przy pomidorkach. Któregoś ranka zastałam przekopaną ziemię w doniczce, wysypaną na zewnątrz i podgryzione roślinki. Aaa! Wojna - może nie na śmierć i życie, bo żadnego stworzonka nie uśmiercę, ale niech się wynosi z mojego ogródeczka! W niedzielę rano wstałam, rzucam okiem na moje uprawy i co widzę: badylek! Po dorodnej bazylii został tylko marny badylek! Jak odstraszyć COSia? Wiatraczków się nie boi...
|
Po lewej maskotka, po prawej koralik |
|
Już kwitną nieśmiało |
|
To była bazylia!!! |
|
Tytoń dla niepalących bardzo ładnie pachnący |
Historia konewki - samo życia. Rozśmieszyła mnie męska logika - po co mała konewka, jeśli dużą można napełnić do połowy?!
OdpowiedzUsuńCiekawe czy nakryjesz tego małego wandala....
U nas się często zdarza, że Janusz kupuje coś, co potem trzeba jakoś reklamować. A tym razem padło na mnie i to z konewką. Uśmialiśmy się ;-)
OdpowiedzUsuńCzatuję!
Kiedy w tamtym roku były siane nasionka pomidora? może było już późno ?
OdpowiedzUsuńZdecydowanie za późno! Dlatego w tym roku już się nie bawiłam i kupiłam od razu sadzonki :-)
UsuńBo to ciurkonewka była :-))))
OdpowiedzUsuńCo do zeżartej bazylii... Ktoś tu sobie ostrzy zęby na sałatkę caprese ;-) Lepiej pilnuj pomidorków!
Aga, nie strasz! Pomidorów będę bronić, jak niepodległości! Chociaż jeszcze nie wiem, jak ;-)
UsuńA może taką drucianą kratkę pomidorkom zafundować? Są takie niby - płotki do ogrodzenia kwiatka. Z zielonego drucika, w różne kształty wzorków. Prawie niewidoczne, takie delikatne.
OdpowiedzUsuńHmmm... Wypłoszę dziada! ;-)
Usuń