czwartek, 14 kwietnia 2011

Takie tam

Choroba chorobą, a żyć trzeba, tym bardziej, że mój mąż uszczęśliwił mnie wczoraj aparacikiem kieszonkowym! Nikon jest fajny, ale to lustrzanka ze sporym obiektywem, no w sumie taka mało poręczna. A aparacik nadaje się do noszenia w torebce ;-) No więc pstrykam.

Z rana rozrabiały w ogrodzie grubodzioby

Na żółto

Może ktoś się wybierze

Psi nos

Wiosna przyleciała nad Uranię ;-)))

3 komentarze:

  1. Widziałam takie płaściutkie aparaciki, to taki masz ?
    Świetne są, bo to nic nie waży, można zawsze nosić i już nic Ci nie umknie.
    Lepiej coś z tym choróbskiem ?
    ela

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja i tak nosze moja hybrydę cały czas ze sobą ... tylko że w plecaku albo bardzo obszernych kieszeniach kurtek i kamizelek ... ale to w sumie drobna niedogodność.

    Grubodzioby piękne, w moim regionie raczej do ogrodów nie zaglądają.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja grubodzioby mam przez całą zimę w karmniku za oknem. Kiedy się robi cieplej znikają. A te ze zdjęcia tak się głośno wydzierały, że aż okno otworzyłam.

    OdpowiedzUsuń