niedziela, 5 czerwca 2011

Niedziela w mieście

Nie mam pojęcia dlaczego dopiero dziś rano znalazłam informację o Maratonie Malarskim. Lepiej późno niż wcale, więc wybrałyśmy się z Debiśką na Stare Miasto. Nie mogłyśmy oczywiście ominąć Tajemnicy Poliszynela, a że teraz stoliki stoją również na zewnątrz, na dodatek w cieniu, więc usiadłam wypić pyszne cappucino. Poczułam się prawie jak we Francji, gdzie na każdej uliczce znajdzie się choćby jeden stolik, by się zatrzymać, przysiąść, wypić kawę. Po chwili odpoczynku poszłyśmy szukać malarzy i obrazów. Owszem, coś tam się działo, ale spotkałam kumpla (Karol, buziaki!) i przegadaliśmy kawał czasu :-) Upał dawał się we znaki, więc wyszukując zacienione miejsca wróciłyśmy do domu.






3 komentarze:

  1. Pyszne ...

    mi i żonie czyli nam zawsze we Włoszech zwracają uwagę że espresso pije się na stojąco .. cóż my wolimy usiąść! Że się nie bardzo opłaca, bo jeszcze dobrze nie usiądę a kawa już się kończy, to trudno - ale dobrze jest tak choćby na ułamek minuty zamanifestować swoją pogardę wobec pospiechu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio zazdrościłam Ci możliwości podglądania lisiego życia. Teraz zazdroszczę "obcowania" ze sztuką. Aha,systematyczności w zamieszczaniu postów też. Jestem Twoją fanką:).A Debiśka ma fajowe życie, wszędzie ze swoją pancią:)).

    OdpowiedzUsuń
  3. Makroman - pogarda wobec pośpiechu - podoba mi się taka postawa :-)

    Mo. - trzeba korzystać, jak się coś dzieje. Pogoda mnie trochę zastopowała, bo ledwo żyję przez te upały. A posiadanie ;-) swoich fanów zobowiązuje i męczy mnie, gdy nie mam tematu na wpis blogowy ;-) Deber dziś cały dzień gania koty w domu, bo na dworze za gorąco i tam tylko śpi pod krzakiem

    OdpowiedzUsuń